Rok niepokoju. Opis osobistych doświadczeń z roku 2020.
W rok 2020 wchodziłem pełen obaw. Mocno zmieniały się moje perspektywy zawodowe. Po 4 latach prowadzenia działalności rozpoczynałem kolejny rok z pustym portfelem zleceń. Mój kluczowy współpracownik założył swoją działalność i rozpoczął nową przygodę. Ja natomiast nie wiedziałem co robić dalej. Byłem skrajnie zmęczony poprzednim rokiem i miałem praktycznie puste konto. Wiedziałem, że pora coś zmienić. Miałem kilka marzeń i pomysłów. Nie miałem żadnego konkretnego planu. Nie myślałem też wtedy zupełnie o tym, że dotknie nas pandemia i jej konsekwencje.
Niepokój na początku roku 2020
Dość odświeżające jest zaczynanie od nowa. Poniekąd znalazłem się w takiej sytuacji w styczniu 2020. Pierwszy raz od rozpoczęcia pracy na własny rachunek musiałem zatrzymać się, by zadać sobie pytanie: co ja właściwie chcę robić?
Postanowiłem, że pójdę za głosem serca i zajmę się tematami, które od kilku lat mnie interesowały, a nie miałem na nie wystarczająco dużo miejsca i czasu. Uznałem, że chcę zająć się projektami związanymi z ekologią i zrównoważonym rozwojem oraz, że chcę wykorzystać 12 lat w zawodzie projektanta usług i doświadczeń, by wspierać projektantów i firmy, nie tylko w projektach, ale też wskazując im możliwe kierunki rozwoju. Nie miałem wtedy jeszcze żadnych konkretów.
Jedynym konkretem był zaplanowany na marzec urlop w Portugalii. Nie byłem na urlopie od 2017 roku. Chciałem odpocząć. Kupiłem bilety.
Zawodowy rok rozpocząłem od warsztatu na temat definiowania wartości i zarządzania produktem, który prowadziliśmy z Tomem Gilbem i Kaiem Gilbem dla zespołu managerów wysokiego szczebla jednego z największych internetowych banków w Polsce. Tom przyleciał chory. Nie wiedzieliśmy co mu jest. Warsztat prowadziłem głównie z Kaiem. Martwiliśmy się o Toma. Nic nie jadł przez cały tydzień, był osłabiony. Spał, gdy tylko mógł. Jednego dnia musiałem wezwać do niego karetkę. Gdy wrócił do Norwegii, to okazało się, że jest poważnie chory. Pod koniec 2020 roku Tom wygrał z chorobą.
Moje zdrowie na początku roku też nie było w idealnym stanie. Problemy zawodowe i zdrowotne nakładały się przez ostatnie lata. Jedne problemy nakręcały te drugie.
W lutym poleciałem do Anglii w ramach projektu Co-design your place, w którym jestem liderem krajowym. To był fajny czas. W Anglii zaczynała się pandemia COVID-19. Mało kto wtedy traktował ten temat poważnie. Wróciłem do Polski chory.
Nie miałem czasu na chorowanie. Lekarz dał mi antybiotyk i powiedział, że to grypa sezonowa. Potem dostałem kolejny antybiotyk.
W między czasie musiałem domknąć jeden projekt z 2019 oraz wspólnie z przyjaciółmi zrealizować warsztaty dla mobilnych doradców Sektora 3-0.
W tym okresie zostałem też zaangażowany w kilka projektów, które miały ruszyć od kwietnia. Nie szukałem aktywnie tych zleceń. Pojawiły się jak dar od losu i byłem bardzo szczęśliwy. Nie był to jednak los na loterii, tylko przekonanie moich nowych klientów, że jestem właściwą osobą do współpracy z nimi. W kolejnych miesiącach zrobiłem wszystko, by skutecznie im pomóc.
Na marzec miałem zaplanowane piesze przejście z Lizbony do Finisterry. Ze względu na rozwój pandemii nie wyruszyłem w tę podróż. Pojechałem na miesiąc w Tatry.
Niepokój o życie i śmierć
Gdy zaczęto mówić o pandemii w Polsce, to przez pierwsze dni byłem dosyć sceptyczny. Nie czułem niepokoju, który chyba czuła większość społeczeństwa. Ominęły mnie masowe zakupy ryżu i papieru toaletowego. Chodziłem po górach i tylko co jakiś czas dostawałem SMSy, że epidemia może za moment wybuchnąć w Polsce, podobnie jak miało to miejsce we Włoszech, czy Chinach. Nie umiałem pogodzić się z tą myślą, więc ją od siebie odsuwałem i chodziłem dalej.
Potem zamknięto szlaki i kolejne tygodnie spędziłem w pensjonacie. Mogłem czytać, medytować i myśleć. Nie chciałem wracać do Katowic, bo z dwojga złego lepiej było być zamkniętym w pokoju z widokiem na Giewont, niż w mieszaniu z widokiem na sąsiednie bloki. Z pensjonatu wyjechali wszyscy, łącznie z właścicielami. Zostałem sam.
Na ulicach Kościeliska nie było praktycznie nikogo. W sklepach trzeba było chodzić w maskach i rękawiczkach. Nigdzie nie można było kupić środków do dezynfekcji. Moja rodzina i przyjaciele byli na Śląsku, gdzie pojawiały się coraz to nowe zdiagnozowane przypadki COVID-19. Snułem się więc po ośnieżonych chodnikach Kościeliska, a bardzo nieliczni ludzie mijali mnie dużym łukiem lub też przechodzili na drugą stronę ulicy. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że coś jest nie tak. Że niepokój jest wszechobecny. Że każdy jest dla każdego zagrożeniem. Poczułem w sobie smutek. Potem strach.
Nigdy wcześniej nie myślałem tyle o śmierci, co w 2020 roku. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia, nie czytam wiadomości w sieci. Ominęły mnie też wpisy na Facebooku i w większości pozostałych mediów społecznościowych. Nie uległem też medialnej panice, ani spiskowym teoriom. Jednak niepokój związany ze śmiercią zagościł w mojej głowie na dłużej.
To było moje najtrudniejsze doświadczenie 2020 roku. Myśl, że to nie czas rozdzieli mnie z bliskimi, ale niespodziewana choroba. Że w moim telefonie będzie coraz więcej numerów, na które będę mógł dzwonić, ale nie usłyszę odpowiedzi.
Czuję w sobie ten niepokój do teraz, mimo, że już nieco go oswoiłem. Śmierć dotyczy każdego z nas. I jest wszechobecna. To właśnie zobaczyliśmy wszyscy w 2020 roku. Osobiste tragedie wielu osób zamienione na liczby w codziennych raportach.
Drugim powodem niepokoju była transmisja wirusa. Każdy z nas stał się potencjalną ofiarą, ale też nośnikiem koronawirusa. „Zachowuj dystans społeczny i działaj tak jakbyś sam był chory i nie chciał nikogo zarazić.”
Staliśmy się dla siebie potencjalnym zagrożeniem i na masową skalę zaczęliśmy się od siebie oddalać. Do strachu i smutku dołączyła samotność.
Niepokój o pracę w czasach pandemii
Gry wróciłem z urlopu, który był zupełnie inny, niż planowałem, zacząłem pracować. Zdalnie. Dostosowałem swoje mieszkanie do nowych wymagań i wprowadziłem zmiany w życiu, by jakoś funkcjonować w tej nowej sytuacji. Samo przełączenie się na tryb pracy zdalnej dla osoby pracującej w IT nie jest niczym wyjątkowym. Po prostu włączyłem komputer w domu, zamiast włączać go w biurze.
Przez kilka pierwszych dni czułem nawet satysfakcję i miałem poczucie, że dobrze wykorzystuję czas. W kolejnych dniach zacząłem mieć wrażenie, że wszystko zaczyna przyspieszać. Pojawiały się nowe zlecenia, a i sam dzień pracy bardzo mi się wydłużył. Spotkania online ciągnęły się godzinami, a zanim jedno się skończyło, to zaczynało się kolejne. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Dopiero w kolejnych miesiącach nauczyłem się nad tym panować.
Wiele firm postanowiło przenieść swoją działalność do internetu. Machina transformacji cyfrowych przyspieszyła, mimo, że uważam, że długofalowo może to przynieść wiele nieporządanych konsekwencji. Dostawałem kolejne zlecenia. Mój początkowy niepokój dotyczący tego czy będę mieć pracę w roku 2020 został wyparty przez myśli związane z tym, czy wyrobię się ze wszystkim.
Z czasem przywykłem do nowej sytuacji.
Na spacery i do sklepów zacząłem chodzić w masce. Dezynfekowałem dłonie po dotknięciu klamki. Mocno ograniczyłem kontakty z ludźmi. Moje codzienne interakcje zamieniły się w kliki, poszarpane konwersacje na Slacku i rozmowy na Google Meet i Zoom. Mimo, że teoretycznie każdy był ode mnie oddalony o jedno kliknięcie, to zaczęło brakować mi kontaktu z ludźmi. Dystans fizyczny i społeczny w zamian za protezę w postaci komunikatora.
Mój ogólny stan zdrowia się pogorszył.
Zaczęło mi też brakować codziennych smalltalków z przypadkowymi ludźmi. Brakuje mi ich do teraz.
Rutyna, nadzieja, działanie, ludzie
Musiałem sobie jakoś poradzić z otaczającym mnie niepokojem i tym, który zamieszkał we mnie.
Wyrobiłem sobie zestaw czynności od których zaczynam każdy dzień. Rano piję zioła, idę na spacer, gotuję owsiankę. Następnie realizuję rzeczy, które tuż po śniadaniu wpisuję na kartkę formatu A5. Działam zgodnie z planem z kartki. Wieczorem czytam książkę i gotuje zioła, które wypijam następnego dnia rano.
Ten porządek wnosi nieco spokoju do mojego życia. Jego wprowadzenie było niezwykle istotne w szczególności w pierwszych tygodniach lockdownu. Uznałem, że nawet najtrudniejsze doświadczenia z dobrymi rutynami są do przejścia.
Oprócz rutyn zacząłem w sobie wyrabiać przekonanie, że będzie lepiej. Zrozumiałem, że niepokojowi muszę dać się wyszumieć. Natomiast o nadzieję muszę się zatroszczyć. Gdy się pojawiała, to starałem się ją utrzymać, a potem dbałem przez kolejne dni, tygodnie i miesiące, by mogła rozkwitać.
Jeździłem też w góry. Chyba nigdy nie byłem tyle razy w górach, co w tym roku. W okresie od lipca do października starałem się wyjeżdżać w góry dwa razy w tygodniu (najczęściej w czwartek oraz sobotę lub niedzielę). To nie były duże wyprawy, ale w sam raz, by nabrać w płuca trochę powietrza, zachwycić się pięknem przyrody i złapać nieco więcej energii i optymizmu.
Czytałem. Tutaj znajduje się lista książek, które przeczytałem w roku 2020.
Zostałem też dumnym patronem Raportu o Stanie Świata i osobiście mogłem poznać Darka Rosiaka i Agatę Kasprolewicz.
Zawodowo to też nie był zły rok. Mimo początkowego niepokoju, braku planu i zleceń, zakończyłem rok na plusie. Wspólnie z moimi współpracownikami i wyjątkowymi klientami zrealizowaliśmy sporo ciekawych projektów. M.in. zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy Voice House dla Jarka Kuźniara oraz przygotowaliśmy stronę promującą jego reportaż na temat Somalii. Przeprowadziliśmy serię warsztatów service designowych i opracowaliśmy specyfikację systemu IT dla ASP w Katowicach. Aplikacja 2FAS służąca do podwójnej autentykacji, przy której pracuję od samego początku osiągnęła kilka miesięcy temu pierwszy milion użytkowników. Pomogłem Ewie w redesignie Krytyki Politycznej. Rozpocząłem współpracę z Polską Akcją Humanitarną (efektami pracy pochwalę się niedługo). Rozpocząłem też współpracę z wyjątkowym zespołem Blees pracującym nad autonomicznym autobusem i transportem zbiorowym na żądanie. Jako mentor i prowadzący działałem przez cały rok w ramach projektu Co-design your place, a jako współprowadzący prowadziłem warsztaty dla Centrum Cyfrowego. Było tego wszystkiego znacznie więcej.
W ramach WUD Silesia uruchomiliśmy w trakcie pierwszego lockdownu „Zdalne komplety”, by pomagać nauczycielom w prowadzeniu zajęć online. Nie umieliśmy szyć maseczek i drukować przyłbic, ale chcieliśmy jakoś włączyć się do pomocy. To był ciekawy projekt. O części naszych doświadczeń opowiedzieliśmy podczas panelu dyskusyjnego Internet Governance Forum organizowanego z inicjatywy ONZ. Nagranie można obejrzeć tutaj.
Pod koniec roku natomiast rozpoczęliśmy wyjątkowy otwarty projekt spekulatywny pt. „Rzeczywistość ewentualna. Mądrość znikającej przyrody.”, który realizujemy w ramach WUD Silesia 2020. Jest to projekt o przyrodzie, spekulacja na temat nieatropocentrycznego świata i refleksja na temat ludzkiej wrażliwość i empatii.
Żadna z powyższych rzeczy nie wydarzyła by się, gdyby nie otaczający mnie ludzie, dzięki którym wiem, że „jakoś to będzie”.
Z tego miejsca chcę bardzo mocno podziękować za przyjaźń, zaufanie i wspaniałą współpracę: Agacie Magdalenie Nowak, Kasi Drożdżal, Kasjanowi Kotyni, Maćkowi Musze, Tomkowi Stachoniowi, Ani Bielak-Dworskiej, Martynie Bielak, Jarkowi Kuźniarowi, Markowi Bardzińskiemu, Marcinowi Wójcikowi, Gosi Burkackiej, Arturowi Gacy, Paulinie Urbańskiej, Ani Kamieniak, Hani Sitarz, Tomowi Gilbowi, Kaiowi Gilbowi, Dorocie Nikiel, Skawinowi, Agacie Błaszyczak-Skawińskiej, Ewie Stańczak, Sławkowi Blichiewiczowi, Grzesiowi Zającowi, Darkowi Rosiakowi, Przemkowi Grzywie, Łukaszowi Bandale, ekipie Sektora 3-0, całemu teamowi Voice House i Kuźniar Media, ekipie WUD Silesia, teamowi 2FAS, teamowi Blees, teamowi PAH, ekipie i studentom co-design your place, oraz wszystkim, z którymi mogłem współpracować i łączyć się na Google Meet.
Rok 2021
Rok 2020 był dla mnie wymagającym nauczycielem. Dowiedziałem się bardzo dużo o sobie samym. Niepokój nie zagościł we mnie na stałe. Wygrał optymizm, spokój i wiara w ludzi.
Co będzie w tym roku? Nie wiem. Mam komplet zleceń na pierwszy kwartał i sporo pomysłów, które chcę zrealizować. Pewnie od czasu do czasu podzielę się czymś na tym blogu. Nie mam planów na ten rok. No może poza jednym: zadbać o swoje zdrowie, z którym od kilku lat mam problemy. Poza tym, będę spokojnie iść własną drogą.
Kiedy ktoś szuka – rzekł Siddhartha – wówczas łatwo może się zdarzyć, że oczy jego widzą już tylko to, czego szukają, że nie jest w stanie niczego znaleźć, nic do siebie dopuścić, bo myśli tylko o tym, czego szuka, bo ma przed sobą cel, bo jest opętany myślą o celu. Wszak szukać znaczy mieć cel. Zaś znajdować, to być wolnym, być otwartym, nie mieć żadnego celu. Ty, o czcigodny, jesteś może w istocie poszukiwaczem, bo goniąc za celem, nie dostrzegasz pewnych rzeczy, które masz przed oczyma.
– Hermann Hesse, Siddhartha
Z tego miejsca życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku! Bądźcie zdrowi i uważni.