Proteza, czyli rzecz o pracy zdalnej
Praca zdalna w obecnych dniach oznacza dla wielu zachowanie ciągłości pracy, a w konsekwencji utrzymanie materialnego i umysłowego porządku. Nigdy nie zastąpi nam jednak prawdziwych społecznych interakcji. Wiele osób z branży technologicznej (i nie tylko) wieszczy, że w post-pandemicznym świecie „zdalność” będzie powszechna. Ja wierzę jednak, że tak jak teraz szanujemy zdrowie innych i swoje własne i dlatego pozostajemy w domach, to gdy pandemia minie, uszanujemy zdrowie innych i swoje własne i wrócimy do „niezdalnej” pracy, bezpośrednio wśród ludzi.
Jeszcze jeden dzień życia*
Wynajmuję małe dwupokojowe mieszkanie w Katowicach. Podobnie jak większość z Was zachowuję w ostatnich tygodniach dystans fizyczny (zwany społecznym). Większość mojego dnia spędzam w jednym pokoju.
Rzut z góry tego pokoju wygląda mniej więcej tak:
W rzeczywistości pokój wygląda tak:
W dużym uproszczeniu, większość kluczowych aktywności każdego dnia realizuję w tym kilkunastometrowym pokoju.
Zaczynam dzień od 30 minut medytacji. Potem rozpoczynam pracę, która trwa średnio 8 – 10 godzin. Późnym popołudniem / wieczorem przez około 2-3 godziny ćwiczę różne pająki na gitarze. Koniec dnia spędzam czytając, tak około 1-2 godziny. Ostatnie 30 minut spędzam na medytacji. Można by to przedstawić w takim cyklu:
Ten prosty układ jest dosyć zbalansowany.
- Wyciszam umysł.
- Wytężam umysł.
- Wyciszam umysł, za to pozwalam pracować ciału i emocjom (tym w dużej mierze jest gra na instrumencie).
- Rozluźniam umysł, przenosząc się w świat opowieści.
- Wyciszam umysł.
Mimo, że rytm ten pozwala mi przechodzić cały lockdown niezwykle spokojnie, a nawet dosyć przyjemnie, to bez mrugnięcia okiem wymieniłbym drugi element tej układanki na prawdziwy świat.
Jestem zaangażowany w szereg projektów, z czego 4 kluczowe realizowane są z ludźmi w Gliwicach, Argentynie, USA, Warszawie i Katowicach. Przełączam się między projektami, rozmawiam z „całym światem”. Można by powiedzieć, że jestem wszędzie! Jednak gdy na moment wyrwę się i spojrzę za okno, to widzę cały czas tę samą spokojnie kołyszącą się na wietrze choinkę. I to właśnie ta choinka, której czasami czuję zapach przez otwarte okno balkonu, a rośnie tak blisko, że mam ją na wyciągnięcie ręki, jest najbardziej realną rzeczą w trakcie mojej pracy. Reszta, w dużej mierze, jest protezą rzeczywistości.
Proteza dla zmysłów
Skoro zacząłem już pisać o pachnącej choince, to zajmijmy się tematem zaangażowania zmysłów w naszą codzienną zdalną interakcję.
Korzystamy z kilkunastocalowych świecących prostokątów z klawiaturą i touchpadem. Nasz zmysł wzroku jest angażowany (i nadwyrężany) w interakcję z mnóstwem kolorowych ikonek, ruchomych obrazków, przycisków i literek wyświetlanych na niedużym, płaskim ekranie.
Do naszych uszu docierają stuknięcia klawiszy klawiatury, kliknięcia myszką, podczas telekonferencji głosy innych osób, nieraz przyjemne, znajome. Jeżeli nie mieszkamy sami, to słyszymy głosy pozostałych domowników. Czasami jeszcze słyszymy dźwięki miasta i hałas ulicy. Często w takich momentach odcinamy się włączając muzykę w słuchawkach. Wtedy spada słyszalność klawiatury i myszki.
Natomiast nasze ciało angażuje się w interakcję z krzesłem, biurkiem, klawiaturą, myszą i podłogą. Palcami stukamy i klikamy, ciało znajduje oparcie na krześle, przedramiona opierają się na biurku. Stopami dotykamy podłogi. Gdy podnosimy kubek z gorącą herbatą czy kawą, nasz układ nerwowy dostaje chwilowy silniejszy sygnał.
Gorący napój zapewnia nam doznania smakowe i węchowe jednocześnie. Tak kluczowe i tak brakujące w tej układance. W wirze pracy nie zauważamy, że herbata jest już zimna.
Tak mija dzień za dniem. Jeszcze jeden dzień życia, a potem kolejny. W tym czasie znacząco przeciążamy jeden ze zmysłów, nie dając poznawczej różnorodności pozostałym.
Dla wielu z nas praca w tym trybie jest tymczasowa. Wierzę, że za jakiś czas wrócimy do naszych biur, czy szkół.
Jednak tak uboga poznawczo interakcja i często wykluczająca wybrane grupy społeczne technologia jest codziennością tych, którzy z jakiś przyczyn nie mogą wybrać innej możliwości pracy.
Komputery, smartphony, uruchamiane na nich oprogramowanie, skupiają się głównie na zmyśle wzroku. To z założenia jest wykluczające. Interakcja za pomocą klawiatury i kursora, czy prostych gestów, pomijają cały wachlarz możliwych ruchów. Wszystko zorientowane na szybkość i produktywność, a nie na holistyczne doświadczenie.
Mówienie do głośnika też nie jest podejściem holistycznym. Jest uruchomieniem nowego kanału interakcji, ale nie rozwiązuje problemu.
Warto pomyśleć o tym, jak projektować doświadczenia i interakcje z technologią, które wykraczają poza zmysł wzroku, włączają, a nie wykluczają, szanują różnorodność i potrzeby osób o różnej sprawności. Genialny Bret Victor od kilku lat pracuje nad projektem Dynamic Land, w którym przesuwa paradygmat myślenia o komputerze jako produkcie, na myślenie o komputerze jako o miejscu.
O projektowaniu dla wszystkich zmysłów napiszę osobny tekst, tymczasem przedstawiam wybrane 2 modele, które pokazują jak poznajemy świat:
Zdaję sobie sprawę, że praca biurowa często wygląda podobnie do obecnej pracy zdalnej – cały dzień przy komputerze. Różnica pomiędzy pracą w biurze, a pracą w domu jest jednak taka, że chcąc nie chcąc w biurze mamy więcej interakcji społecznych, które są realnymi, a nie wirtualnymi interakcjami społecznymi.
Proteza interakcji społecznych
Internet i współczesne aplikacje dają nam praktycznie nieograniczone możliwości interakcji z innymi na odległość. Dzięki nim przełamujemy bariery miejsca i czasu (w przypadku asynchronicznej komunikacji).
Istnieją świetne narzędzia do komunikacji głosowej i wideo, zarządzania zadaniami, wspólnego tworzenia wszelakich treści, a nawet do przyklejania żółtych wirtualnych karteczek, co z pewnością cieszy wielu projektantów. Cały przebogaty świat 3D przenieśliśmy do świata 2D, który jest „tak jakby” podobny do tego, co znamy.
Dla osób, które spędzają większość czasu w samotności, możliwość kontaktu online jest świetną sprawą. Doceniam tę możliwość i cieszę się, że mogę „spotkać się” z rodziną i przyjaciółmi w taki właśnie sposób. Lepsze to, niż brak kontaktu. Ale „to” nie jest lepsze niż prawdziwy kontakt.
Mogłoby się nam nawet przez moment wydawać, że mimo, że zdalnie, to pracujemy w grupie. Niestety nie pracujemy w grupie. Pracujemy w sieci. A to różnica znacząca.
Znane ze wspólnej fizycznej przestrzeni procesy grupowe nie zachodzą lub są inne, gdy jesteśmy od siebie fizycznie oddzieleni. Zaawansowane technologie, aplikacje, internet dają duże możliwości współpracy, ale musimy zwrócić uwagę na jedną rzecz, której się nie da zmienić, wraz z rozwojem technologii: interakcja nie zachodzi pomiędzy ludźmi, tylko pomiędzy ludźmi a komputerami. Technologia jest mediatorem pomiędzy nami i może nam dawać poczucie pracy grupowej. Jest to jednak współpracą oparta na wymianie informacji, realizacji konkretnych zadań i prezentowaniu wyników, może być nawet formą zabawy. Ale nie jest tym, co znamy z sali warsztatowej, szkolnej klasy czy z biura.
Osoby, które dużo pracują z ludźmi (lub wśród ludzi), potrafią obserwować i nieraz skutecznie wpływać na dynamikę grupy. Widzą rozwijające się konflikty (jest to jedna z podstawowych i bardzo popularnych form relacji społecznych) czy przyjaźnie. Czują, gdy grupa jest zmęczona, zaciekawiona znużona. Podstawy trenerskiego 6-tego zmysłu.
Obserwowanie rozwijających się społecznych zjawisk, które są proste do wyłapania w trakcie pracy w fizycznej przestrzeni, w pracy zdalnej nie zachodzą lub są niezwykle trudne w obserwacji.
Oczywiście, w sieci zachodzi mnóstwo innych zjawisk społecznych, które od lat są przedmiotem badań. Niektóre z nich są bardzo niebezpieczne.
W grupowych kontaktach w sieci jest również inny „domyślny” kontrakt społeczny, niż we wspólnej przestrzeni fizycznej. W inny sposób zadajemy pytania, inaczej rozmawiamy, nieraz inne niż zazwyczaj osoby dochodzą do głosu, jesteśmy inaczej ubrani... Koniec końców wszyscy siedzimy w swoich pokojach, przed płaskim ekranem i klawiaturą.
To są naprawdę dwa różne światy. Podkreślę raz jeszcze: w kontakcie przez internet technologia jest mediatorem naszych społecznych interakcji i przez nią wszystko przechodzi. Nie doświadczamy bezpośredniego kontaktu z ludźmi.
Można by teraz zapytać, czy patrzymy na okulary, czy na świat przez okulary? Pytanie jak najbardziej zasadne!
Celem okularów jest korekcja sygnałów, które docierają do naszych oczu, by powstający w mózgu obraz był czytelny. Natomiast technologia modyfikuje obraz lub całkowicie go zmienia, zanim sygnał wyjdzie z ekranu i trafi do oka. Dodatkowo, używana przez nas technologia głównie przekazuje nam obraz, czasami dźwięk. Nie rozmawiamy z ludźmi, tylko poprzez technologię nasz awatar rozmawia z innymi awatarami. Nasze profile wchodzą ze sobą w interakcje. Przekazujemy emocje za pomocą ikonek. W przypadku telekonferencji możemy czasami popatrzeć na siebie i usłyszeć swoje głosy. W odizolowaniu jest to naprawdę cenne doświadczenie, choć tak bardzo ubogie.
Wrażenie produktywności i obecności
Patrząc z jeszcze innej perspektywy na całe zjawisko „zdalności”, warto zastanowić się nad produktywnością i obecnością w ramach zdalnych interakcji. Na ile jesteśmy zaangażowani w to co robimy? Czy podczas telekonferencji w skupieniu słuchamy naszych rozmówców, czy sprawdzamy w tym czasie pocztę, albo przeglądamy wiadomości? Czy potrafimy oddać się realizacji jednego zadania, czy nasz okres uwagi jest jak u złotej rybki? Zostawiam ten wątek otwarty, a rozwinę go w przyszłych postach.
Emocje sztuczne nie są
Warto jeszcze zwrócić uwagę na jedną niezwykle istotną rzecz. To, co jest jak najbardziej prawdziwe w naszych wirtualnych interakcjach, zarówno na poziomie zmysłów, jak i interakcji społecznych, to rodzące się w nas emocje. Mózg dosyć łatwo oszukać i przekonać, że wirtualna rzeczywistość jest prawdziwą rzeczywistością. Przez to, w zależności od sytuacji, produkcja hormonów idzie pełną parą, przez co nasze ciało przeżywa np. silne uczucie stresu (w rzeczywistości jest to kortyzol, który produkują nasze nadnercza) wywołane wpisem na Facebooku albo mailem od szefa.
Nie chcę teraz opisywać całego zagadnienia, tylko podkreślę, że takie oszukiwanie mózgu, nie zawsze musi być złe. Udowadnia to Piotr tworząc rozwiązania terapeutyczne wykorzystujące wirtualną rzeczywistość.
Zanim skończy się lockdown
Od początku lockdownu pracuję zdalnie, tak samo jak wiele osób, i staram się utrzymać swoją pracę, jak i „tak jakby” normalność. Zaadaptowałem się do nowej sytuacji i radzę sobie z nią, tak dobrze, jak tylko potrafię. Czasem mam jej powyżej uszu, czasami mam satysfakcję z tego, co udało mi się zrobić i że potrafię się w tym wszystkim odnaleźć. Wierzę, że podobnie jest wśród Was i że odczuwacie na codzień więcej dobrych emocji, niż frustracji.
Nie wszyscy jesteśmy tak samo biegli technicznie, a technologia bywa wykluczająca. W branży IT radzimy sobie nieźle. W trudnej sytuacji znaleźli się jednak nauczyciele i uczniowie. Od ponad miesiąca lekcje odbywają się zdalnie. Prowadzenie takich zajęć jest wyzwaniem, wymaga innego podejścia, nowego pomysłu na przebieg lekcji, a także narzędzi cyfrowych umożliwiających prowadzenie ciekawych i angażujących spotkań z uczniami. Nauczyciele zostali z problemem organizacji nauki online bez wsparcia, podobnie jak uczniowie i ich rodzice.
W tej trudnej sytuacji postanowiliśmy pomóc i wykorzystać naszą wiedzę i doświadczenia z pracy z technologią. Tak powstał projekt „Zdalne komplety” – bezpłatne, indywidualne konsultacje dla nauczycieli, w ramach których pomagamy zorganizować i przeprowadzić zajęcia online. Projekt realizujemy z przyjaciółmi skupionymi wokół WUD Silesia.
Jeżeli znacie nauczycieli, którzy potrzebują w obecnej chwili wsparcia z przygotowaniem zajęć online, prześlijcie im link do strony “Zdalnych kompletów”. Jeżeli tylko będziemy potrafili, to pomożemy z wyzwaniami, przed którymi stoją.
A gdy pandemia minie
Pojęcie „proteza”, którego używam w tym artykule oznacza coś chwilowego, zastępczego.
Wierzę, że gdy będzie to bezpieczne, to wrócimy do biur i szkół, a „zdalność” będzie opcją, a nie nową rzeczywistością.
Apotemnofilia to jednostka chorobowa opisując patologiczną chęć usunięcia własnej kończyny. W dobie rozwijających się bionicznych kończyn choroba ta zyskuje na popularności. Zamiast normalnej ręki można mieć rękę jak z filmu S-F, a wraz z nią nowe możliwości. To nie jest zdrowe...
Rozwój nowych technologii sprawia, że czasami łatwiej jest nam zastąpić coś prawdziwego, naturalnego, syntetycznym odpowiednikiem, ponieważ ten odpowiednik „ładnie świeci”. Nie starajmy się jednak zastąpić prawdziwego życia i relacji z ludźmi technologią.
Chcę wierzyć, ze gdy skończy się pandemia i zaczniemy się częściej spotykać, będziemy spędzali ze sobą czas i będziemy razem. Nie będziemy przyklejeni do ekranu smartphone’ów, nie będziemy przewijać zdjęć na Instagramie i wymieniać wiadomości na WhatsAppie w trakcie spotkania, i nie zapomnimy jak bardzo brakowało nam prawdziwych interakcji z innymi ludźmi. Bez technologii w roli mediatora.
Post scriptum
Oto ludzie są niby w podziemnym pomieszczeniu na kształt jaskini. (...). W niej oni siedzą od dziecięcych lat w kajdanach; przykute mają nogi i szyje tak, że trwają na miejscu i patrzą tylko przed siebie; okowy nie pozwalają im obracać głów. Z góry i z daleka pada na nich światło ognia, który się pali za ich plecami, a pomiędzy ogniem i ludźmi przykutymi biegnie górą ścieżka, wzdłuż której widzisz murek zbudowany równolegle do niej, podobnie jak u kuglarzy przed publicznością stoi przepierzenie, nad którym oni pokazują swoje sztuczki.
– Widzę – powiada.
– Więc zobacz, jak wzdłuż tego murku ludzie noszą różnorodne wytwory, które sterczą ponad murek; i posągi, i inne zwierzęta z kamienia i z drzewa, i wykonane rozmaicie (...).
– Dziwny obraz opisujesz i kajdaniarzy osobliwych.
– Podobnych do nas – powiedziałem. – Bo przede wszystkim czy myślisz, że tacy ludzie mogliby z siebie samych i z siebie nawzajem widzieć cokolwiek innego oprócz cieni, które ogień rzuca na przeciwległą ścianę jaskini?
– Jakimże sposobem? – powiada – gdyby całe życie nie mógł żaden głową poruszyć? (...)
– Więc gdyby mogli rozmawiać jeden z drugim, to jak sądzisz, czy nie byliby przekonani, że nazwami określają to, co mają przed sobą, to, co widzą?
– Koniecznie. (...)
– Więc w ogóle – dodałem – ci ludzie tam nie co innego braliby za prawdę, jak tylko cienie pewnych wytworów.
Dialogi Platona, Państwo, Księga VII
*Pozdrowienia dla tych, którzy dostrzegli w tym nagłówku tytuł opowiadania Ryszarda Kapuścińskiego :)