Projektowanie złych nawyków u dzieci
Ostatnio jedna z radiowych reklam sprawiła, że moja tolerancja na bullshit została przekroczona, dlatego zdecydowałem się poruszyć temat, który boli mnie od wielu lat, a są nim: reklamy suplementów diety.
Nie od wczoraj wiadomo, że jako ludzie jesteśmy strasznie leniwi i że łatwiej jest nam znaleźć „magiczny suplement”, by poradzić sobie z nurtującym nas problemem, niż faktycznie wprowadzić realną zmianę w naszym życiu. Nasza skłonność do zastępowania prawdziwych wyzwań ich heurystykami jest wręcz ciężka do opisania. Niezależnie czy zależy nam na zmianie w polityce społecznej, w ochronie zdrowia, górnictwie czy na rynku wydawniczym, to szybko zamieniamy dyskusję o prawdziwych problemach na dyskusję o problemach zastępczych, których „słuszne i prawidłowe” rozwiązanie szybko jesteśmy w stanie wskazać. Efekt? Problem pozostaje nierozwiązany, jego konsekwencje stają się coraz bardziej poważne, a my żyjemy w przekonaniu, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy zrobić. Przecież nasze intencje były szczere! Chcieliśmy dobrze! Takie oszukiwanie się jest nam wszystkim dobrze znane, wystarczy się rozejrzeć dookoła, albo przeanalizować swoje własne decyzje podjęte w ciągu ostatnich dwóch dni. Ile z nich było podjętych naprawdę świadomie?
Przyjrzymy się głębiej temu zjawisku na przykładzie suplementów diety dla dzieci, których idiotyczne reklamy sprowokowały mnie do napisania tego tekstu. Aby lepiej przybliżyć cały problem najpierw skupię się na rodzicach (bo to oni robią zakupy), a potem napiszę o konsekwencjach tych zakupów na życie dzieci.
Współczesny polski rodzic
Sam jeszcze nie jestem ojcem i chwilę czasu zajmie zanim po świecie będzie chodziła lepsza wersja mnie, dlatego na potrzeby tego tekstu użyję pewnej uproszczonej charakterystyki rodzica, do której pewnie będzie pasować nie tylko wielu moich znajomych, ale również i waszych. Nie chcę w tym opisie nikogo obrazić, ani zbyt mocno generalizować. Znam wielu rodziców, którzy zwracają uwagę na to czym karmią swoje dzieci i jak podchodzą do ich wychowania. Chodzi mi tylko o opisanie pewnego mechanizmu.
Współczesny polski rodzic, to osoba mocno zabiegana, która stara się powiązać koniec z końcem, żyjąc w naszych polskich realiach. Chce jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby swojego dziecka, jednak przez to, że ma tyle pracy i problemów, to czasem nie starcza mu dnia, by po prostu spędzić trochę czasu z młodym. Kupuje mu rzeczy, zamiast poświęcić mu swoją uwagę (w pewnym momencie będzie bardzo zaskoczony, że nie ma z dzieckiem wspólnych tematów).
Rodzic ten kilka razy w ciągu dnia słyszy w radiu reklamę suplementu diety dla dzieci. Będąc później w aptece widzi reklamowany produkt, który wydaje mu się znajomy, nawet nie do końca wiedząc dlaczego. Produkt wiąże z ilością słodyczy, które zjada jego dziecko (które zresztą sam mu kupuje) i dokonuje „świadomej i racjonalnej” oceny sytuacji: Cukrzyca i otyłość są problemem współczesnego świata. Moje dziecko podjada słodycze jak gra na konsoli, więc kupię mu dropsy, które mają ograniczyć poziom łaknienia, w ten sposób skutecznie ochronię go przed otyłością i cukrzycą. Będzie zdrowe i szczupłe, więc będzie bardziej akceptowane przez rówieśników i dzięki temu szczęśliwsze.
Czy ta ocena na pewno jest świadoma i racjonalna? A może produkt sam wskoczył do koszyka?
Porozmawiajmy chwilę o mózgu
Nie zagłębiając się w biologiczne mechanizmy funkcjonowania mózgu i naszego układu nerwowego, chciałbym wskazać jak ta prosta reklama (i jej podobne) działają na nasz umysł.
Nie można pominąć faktu, że w tej „racjonalnej” ocenie sytuacji bierze udział podświadomość, która często skutecznie jest wykorzystywana przez marketing, by budować nawyki zakupowe konsumenta.
Zabiegane życie polskiego rodzica, pełne rozproszeń i problemów, wiąże się z tak zwanym przeładowaniem uwagi, co sprawia, że maleje kontrola nad umysłem – jesteśmy dużo bardziej podatni na manipulację. W ten sposób, uwaga mimowolna rodzica (o której istnieniu nie ma pojęcia) zostaje wykorzystana przez design i reklamę, by wpłynąć na jego zachowanie.
Utorowane myśli wynikające z troski o dziecko oraz te, wynikające z przekazu marketingowego nie pozwalają rodzicowi przejść obojętnie obok suplementu diety. Dobry design samego produktu jest kolejną z przyczyn tzw. łatwości poznawczej, która przekłada się na poczucie znajomości i wartości produktu, a to przekłada się na decyzję zakupową. To wszystko dzieje się z wyłączeniem świadomości. Tak więc rodzić widzi / słyszy / czyta reklamę, która jest profesjonalnie wykonana, co sprawia, że rośnie jego zaufanie do produktu. Widzi też sam produkt, który ma ładnie wykonane opakowanie, łudząco przypomina leki, jest sprzedawany w osiedlowej aptece, co dodatkowo buduje zaufanie do produktu. Ba, produkt jest sprzedawany przez te same osoby, które sprzedają leki realnie wpływające na poprawę zdrowia.
Rodzic wraca do domu i nawet nie zdaje sobie sprawy, że właśnie stał się ofiarą własnej, zmanipulowanej podświadomości.
Do czego jest ten suplement?
Wystarczy popatrzeć na opisy poszczególnych suplementów diety dla dzieci, by odpowiedzieć na pytanie, czy faktycznie dziecko będzie mniej tyło, z tego względu, że Limitki „ograniczają apetyt na słodycze, dzięki czemu dziecko nie ma tak dużej ochoty na słodkie.” Albo też będzie mądrzejsze dzięki Gumiżelkom Rozumniakom?
A może problem tycia nie wynika tylko i wyłącznie z jedzenia słodyczy, a mieszanka olejów i witamin nie wpłynie na poprawę intelektu naszego dziecka?
Patrz trochę szerzej
Nasz mózg nie jest z automatu przystosowany do tego, żeby patrzeć na problemy szeroko. Większość decyzji podejmujemy na bazie naszych emocji, przekonań, zaprogramowanych uwarunkowań, a nie sensownej interpretacji danych. Zresztą, kto z nas ma na tyle czasu, żeby poszukać sensownych danych, czy przeczytać skład produktu, przed jego zakupem? Szerokiego spojrzenia musimy nauczyć się sami.
Często bardziej niż zdrowie cenimy ocenę społeczną, dlatego tak łatwo przychodzi nam podejmowanie ryzykownych lub niekorzystnych decyzji związanych z naszym zdrowiem. W omawianym przykładzie wyżej stawiamy obietnicę jaką składa nam w reklamie producent suplementu, niż fakt, że słodycze, to nie jedyne źródło cukru w codziennej diecie, a na otyłość składa się więcej czynników niż tylko cukierki, które zastąpimy innymi cukierkami, tyle że z apteki.
Fakt, że rynek wszelkiego rodzaju suplementów diety rozwija się w Polsce jak szalony, a producenci tychże zobaczyli sporą niszę na podobne środki dla dzieci jest niepodważalny. Można o tym przeczytać w wielu miejscach w sieci np. tutaj. Wartość polskiego rynku suplementów jest szacowana na ponad 3 miliardy złotych.
Suplementami diety nie rozwiążemy problemu otyłości. Problemu cukrzycy też nie. Damy za to zarobić ich producentowi. No i może też uznamy, że spełniamy się jako rodzice ratując nasze dziecko przed otyłością. Jednak konsekwencje tej z pozoru błahej decyzji są dużo większe.
Rodzina jako usługa
Gdyby popatrzeć na rodzinę, jako na formę wyjątkowo złożonej usługi, której celem jest wychowanie prawego i mądrego człowieka, to można powiedzieć, że rodzic jest głównym projektantem, na barkach którego spoczywa przyszłość dziecka, które za parę lat będzie dojrzałą, samodzielną jednostką.
Rodzice, którzy chcą rozwiązać problem ciągłego podjadania słodyczy przez dziecko, podając mu suplementy diety, niejako projektują jego złe nawyki. Nawyki, które będą przekładać się na jego przyszłe życie. Przyjrzyjmy się pewnemu eksperymentowi….
Marshmallow test
W latach 70-tych ubiegłego wieku, Walter Michel – psycholog ze Stanford University – przeprowadził pewien bardzo odważny eksperyment, którego celem było zbadanie zdolności tzw. opóźnionej gratyfikacji u dzieci. W eksperymencie tym brały udział 4-latki. Dzieci pojedynczo wchodziły do pokoju, gdzie każdemu pokazywano tackę ze słodyczami, a następnie proszono, by dziecko wybrało sobie to, na co ma ochotę. Następnie przechodzono do właściwego eksperymentu. Dziecko dostawało od badacza instrukcję: „Wychodzę z pokoju coś zrobić. Jeżeli chcesz, to możesz zjeść cukierek od razu, ale jeśli zaczekasz z jedzeniem aż wrócę, to dostaniesz wtedy jeszcze jeden.”
Dziecko musiało spędzić w pokoju około 15 minut. W pokoju, w którym nie było żadnych zabawek, ani rzeczy, które mogłyby łatwo odciągnąć zainteresowanie dziecka od leżącego na stole smakołyku. Prawdziwa próba samokontroli dla małego człowieka. Zresztą zobaczcie sami jak to mogło wyglądać, oglądając próbę odtworzenia tego eksperymentu.
Co trzeciemu dziecku udawało się wytrzymać i zjeść cukierka dopiero po powrocie badacza do pokoju.
Opóźniona gratyfikacja jaka była przedmiotem badania, to nic innego jak większa nagroda, którą trzeba odłożyć na później, kosztem małej, którą możemy dostać od razu. Ci, którzy mają lepszą samokontrolę i potrafią oprzeć się rozpraszającym ich bodźcom, kierując swoją uwagę na coś innego, dostają lepszy efekt po pewnym czasie.
Walter Michel kilkakrotnie wracał do swoich podopiecznych. Podczas kilku „follow-up studies” okazywało się, że dzieci, które przeszły piankowy test, dużo lepiej radziły sobie w dorosłym życiu od dzieci, które uległy pokusie szybkiego zjedzenia smacznej pianki. Więcej o teście można przeczytać m.in. tutaj.
Samokontrolę można rozwijać i warto w tym wspierać dzieci dla ich własnego dobra. Zastępowanie jednego nawyku (jedzenia nadmiernej ilości słodyczy spowodowanej nieumiejętnością powstrzymania łaknienia na słodycze) drugim (jedzeniem suplementów diety, by nie jeść słodyczy), nie rozwiązuje problemu, tylko destrukcyjnie wpływa na wyrabianie u nich samokontroli i zdolności opóźniania gratyfikacji.
Podobnych eksperymentów było przeprowadzonych wiele. Wszystkie z nich twierdziły, że praca nad rozwijaniem umiejętności kontrolowania swojej uwagi u dzieci wpływa na ich powodzenie w przyszłości. Niezależnie od poziomu materialnego, z jakiego startują.
Tabletka jest dobra na wszystko...
Dziecko samo nie jest w stanie ocenić czy jedzenie suplementów diety i leków (raczej nie widzi różnicy, skoro wszystkie tabletki wyglądają tak samo – jak cukierki) jest dobre, czy nie. Patrzy na rodziców i rówieśników, szuka wzorców, na bazie których będzie w dużym stopniu budować swoją własną tożsamość i swoje własne nawyki. Atrakcyjny design i reklamy będą w tym również pomagać. Dzieci będą rosły w przekonaniu, że nie muszą uprawiać sportu, nie muszą rozwijać swoich zdolności intelektualnych, nie muszą być na zdrowej diecie, bo są magiczne tabletki, które zapewnią im zdrowie, odpowiednią figurę i zwiększą zdolności umysłowe. Będzie to na pewno dobre dla firm farmaceutycznych, które rocznie zarabiają miliardy na sprzedaży wszelkiej maści suplementów diety. Niestety nie dla dzieci, które od najmłodszych lat wyrobiły sobie nawyk jedzenie tabletek, a zatraciły umiejętność samokontroli i opóźniania nagród.
Zakończenie
Wiem, że opisany przeze mnie przykład jest tylko kroplą w morzu wyzwań związanych z wychowaniem dziecka. Nie chcę sprowadzać dyskusji na temat sukcesu w późniejszym życiu młodego pokolenia do tego, czy w dzieciństwie jadły suplementy diety czy nie. Kluczowym elementem tej rozprawki jest fakt, że zastępowanie jednych złych nawyków innymi wcale nie prowadzi do budowania dobrych nawyków. Wsparcie dziecka w pracy nad samokontrolą i opóźnioną gratyfikacją będą miały dla niego olbrzymie znaczenie nie dzisiaj, czy jutro, ale za kilka, kilkanaście lat.
Dlatego mam apel do wszystkich młodych rodziców: Następnym razem w aptece, czy w markecie, wkładając do koszyka suplement diety dla waszego dziecka, zastanówcie się, czy to na pewno Wasza świadoma decyzja zakupowa. Może lepiej zamiast wydawać kasę na ten produkt, pójść z dzieckiem na basen? Dzięki temu Wasze dzieci będą zdrowsze, będą lepiej potrafiły poradzić sobie z kontrolowaniem własnej uwagi, świat będzie lepszy i może będzie mniej tych koszmarnych reklam w radiu ;)