Brakujący artefakt warsztatów offline
W maju wróciłem do prowadzenia warsztatów stacjonarnych. Doświadczenie ostatnich 14 miesięcy pracy zdalnej, w tym prowadzenia zdalnych spotkań i warsztatów sprawiło, że po powrocie na salę warsztatową mogłem dostrzec wyraźniejsze kontrasty pomiędzy warsztatami online i offline. Do tej pory widziałem je pomiędzy warsztatami offline i online. To z pozoru niewielka, a jednak istotna różnica.
Gdy wybuchła pandemia SARS-CoV-2 i w ciągu chwili musieliśmy porzucić dotychczasowe zwyczaje i w wielu przypadkach przełączyć się w tryb „remote first”, zamieniłem większość spotkań z ludźmi na czaty i wideokonferencje. Ta zmiana bez wątpienia wpłynęła na jakość moich relacji, mimo że wiele z nich udało się dzięki użyciu technologii utrzymać lub przynajmniej podtrzymać.
Technologia w roli pośrednika w kontaktach międzyludzkich nie pozostaje neutralna. Ma wpływ na nas i na nasze relacje. Pisałem o tym trochę w zeszłym roku, m.in. w tym wpisie.
BTW. Wszystkich zainteresowanych zjawiskiem „Remote first” i jego wpływu na kulturę, naukę i pracę odsyłam do raportu opracowanego przez Kasię Drożdżal i Alka Tarkowskiego dla Centrum Cyfrowego.
Z offline do online
Uczciwie mogę powiedzieć, że prowadzenie wszelakich warsztatów, spotkań czy szkoleń rozpocząłem w 2010 roku. Przez 10 lat zbierałem doświadczenia zarówno jako prowadzący, współprowadzący, organizator, ale też uczestnik. Robiłem szkolenia oparte na cyklu Kolba, prowadziłem spotkania i warsztaty biznesowe, społeczne i dydaktyczne. Miałem do czynienia z dziesiątkami trudnych sytuacji, z którymi musiałem się zmierzyć. Poznawałem metody tradycyjnej facylitacji, jak również metody złożonej facylitacji (np. Triopticon). I nagle przyszedł lockdown.
Przed marcem 2020 prowadzenie warsztatów przez internet wydawało mi się pomysłem kompletnie nietrafionym. Zmieniła się jednak sytuacja i musiałem się w niej odnaleźć. Nie tylko ja. My wszyscy.
W ciągu chwili przełączyłem się na prowadzenie warsztatów za pomocą mojego 13 calowego laptopa. Zaczęła się moja przygoda z Miro, Google Meet, Zoom, Teams, nie zawsze działającym mikrofonem, mówieniem do świecącego ekranu bez kontaktu z drugim człowiekiem (szczególnie uciążliwe doświadczenie w momencie współdzielenia ekranu, gdy uczestnicy dodatkowo wyłączą swoje mikrofony).
Spotkania i warsztaty online stały się moją codziennością. W ich trakcie mogłem wykorzystać część swoich doświadczeń z sali warsztatowej, jednak musiałem się też sporo nauczyć. W szczególności chyba najtrudniejsze było dla mnie radzenie sobie z brakiem natychmiastowego feedbacku, który jest kluczowy w układach samoregulujących się – a do klasy takich układów zaliczam dobrze przygotowane i prowadzone spotkania. Ciężko jest reagować na sygnały od osób uczestniczących w spotkaniu, których nie jesteśmy w stanie zarejestrować przy płaskiej interakcji audiowizualnej (a czasami tylko audio).
Z online do offline
Przyszedł maj 2021. Pierwszy raz od 14 miesięcy mogłem poprowadzić warsztaty offline. Było to bardzo odświeżające doświadczenie – obserwowanie osób zgromadzonych na sali, ich drobne gesty, westchnięcia, tyle potrafią przekazać. Fizyczne artefakty w postaci tablicy, flipchartu, czy samoprzylepnych karteczek. Kompletna zmiana jakości i perspektywy – z 13 cali na całe pole widzenia.
Gdy po warsztacie przygotowywałem podsumowanie, to zauważyłem, że mam trudność z przypomnieniem sobie znaczenia niektórych treści znajdujących się na karteczkach sticky-notes. Dziwne, bo przez ponad rok prowadzenia warsztatów online nie miałem takich problemów. Mimo, że miałem zdjęcia fizycznej tablicy, na której pracowaliśmy, oraz dokładne notatki, to i tak miałem problem z przypomnieniem sobie wszystkich wniosków ze spotkania.
Dzień po tym warsztacie wspólnie z Kasią prowadziliśmy kolejny warsztat offline w biurze innego klienta. Spotkanie było bardzo produktywne i przyjemne. Gdy po warsztacie usiadłem do napisania podsumowania, to zauważyłem, że znowu nie jestem w stanie odtworzyć sobie wszystkiego w głowie, mimo, że zrobiliśmy dokumentację fotograficzną, a część materiałów z warsztatu miałem w formie fizycznej. Część informacji gdzieś mi umknęła.
Te dwa doświadczenia sprawiły, że zacząłem wyraźniej dostrzegać połączenie pomiędzy pamięcią (a dokładnie przypominaniem), a kontekstem zapamiętywania. W opisanych przypadkach brakującym elementem kontekstu jest fizyczna przestrzeń. Można ją zaliczyć do wiedzy milczącej (ang. tacit knowledge) – wiedzy, której nie jesteśmy w stanie skodyfikować, a która jest wysoce zintegrowana z naszym doświadczeniem. BTW. Na niedostrzeganiu wiedzy milczącej bardzo często rozbijają się projekty transformacji cyfrowej, gdy analiza biznesowa bazuje tylko na deklaracjach, bez obserwacji.
Kontekst i artefakt
W przypadku spotkań online tablica Miro jest wirtualną przestrzenią interakcji. Jest kontekstem spotkania. Przypominanie sobie poszczególnych fragmentów spotkania jest więc dużo prostsze, bowiem możemy do tej przestrzeni w każdej chwili wrócić (w przeciwieństwie do sali warsztatowej, którą opuszczamy lub którą porządkujemy tuż po warsztacie).
Wirtualna tablica Miro jest jednocześnie kontekstem i artefaktem spotkania, gotowym zapisem, dzięki któremu osoba uczestnicząca w spotkaniu może dużo szybciej przypomnieć sobie jego przebieg, kontekst wypisywania konkretnych karteczek, czy sens prowadzonych przy tym rozmów. W tym obszarze jest to spora przewaga rozwiązań cyfrowych nad spotkaniami tradycyjnymi.
Zakończenie
Tego właśnie się dowiedziałem przechodząc z online z powrotem do offline. Prowadzenie warsztatów w przestrzeni wirtualnej, mimo wielu swoich wad w porównaniu do spotkania w przestrzeni fizycznej, pozwala na zapisanie w formie cyfrowego artefaktu nie tylko informacji ze spotkania, ale również istotnego wycinka kontekstu spotkania (przestrzeni interakcji).
Okres pandemii upowszechnił prowadzenie spotkań i warsztatów online. Być może w wielu przypadkach jest to nawet bardziej uzasadniona forma (w szczególności, gdy w grę wchodzi mało ekologiczna podróż samolotem).
Technologia jeszcze mocniej weszła w rolę pośrednika międzyludzkich interakcji, ale też redukując te interakcje do dwóch, niedoskonale odtworzonych wymiarów (obrazu i dźwięku). Dla wielu osób technologia jest nadal barierą trudną do przejścia (w szczególności problem dotyczy osób o niższych kompetencjach cyfrowych, oraz ze słabszym sprzętem, czy dostępem do internetu). Wielu osobom, w tym mnie, umożliwiła zachowanie ciągłości pracy. To nie jest jednak gra o sumie zerowej. Boję się, że to nasz cyfrowy pośrednik na koniec dnia będzie na plusie.