Puste kalorie mediów społecznościowych
„Facebook jest dla potrzeby kontaktów społecznych tym, czym popcorn dla zapotrzebowania na jedzenie: ogromna masa tak naprawdę niewiele daje i jedynie udaje, że zaspokaja potrzebę, oferując przede wszystkim powietrze i puste kalorie. [...] I tak samo jak jedząc wyłącznie popcorn, można się pochorować fizycznie (z powodu niedoborów!), przy intensywnym korzystaniu z Facebooka choruje dusza.”
– Prof. Manfred Spitzer
Moje bycie i życie w mediach społecznościowych skończyło się pod koniec 2017 roku. Usunąłem swoje konto z Facebooka, na którym byłem od 2007 roku (tak, usunąłem konto zanim to zrobił Elon Musk z kontami Tesli i SpaceX).
Nie była to dla mnie łatwa decyzja, głównie ze względu na bardzo liczne grono znajomych z całego świata, z którymi utrzymywałem kontakt. Udało mi się jednak przenieść częściowo komunikację z ludźmi z Facebooka na email oraz telefon. Mam teraz z nimi zdecydowanie rzadszy kontakt, ale nie jest on już tak powierzchowny, jak w przypadku wrażenia kontaktu poprzez klikanie „like” pod zdjęciami.
Czułem wtedy, że jest to słuszna decyzja (o jej powodach mogę napisać osobny wpis, jeżeli bylibyście zainteresowani), mimo, że nie była ani łatwa, ani przyjemna, a jej konsekwencje nie były dla mnie proste do przewidzenia. W szczególności, gdy dominująca narracja brzmiała „jak Cię nie ma na fejsie, to nie istniejesz.”.
Idąc za ciosem postanowiłem wtedy uczynić podobnie z innymi serwisami społecznościowymi. Na Instagramie praktycznie nigdy mnie nie było, więc usunięcie tam konta nie było problemem. WhatsApp poleciał w tym samym czasie. Moje zakurzone konto na Twitterze do dzisiaj dogorywa, ale moja aktywność na tym portalu nigdy nie była wysoka, a teraz praktycznie jej nie ma. Przestałem też subskrybować cokolwiek na Youtubie. A.. i na domiar złego przestałem biegać z Endomondo.
Wciąż sporadycznie zdarza mi się wejść na Linkedin, by sprawdzić nowe wiadomości. Jest to portal zawodowy/profesjonalny, tak przynajmniej o nim myślę. Ze względu na prowadzoną działalność postanowiłem zachować na nim konto i raz na kilka dni loguje się, czytam wiadomości i skanuję różne wpisy i mądrości. Ba, czasami nawet coś napiszę. To najczęściej wiąże się u mnie z mieszanymi uczuciami – takim miksem „kontekstowo wymuszonej autopromocji” i „wewnętrznego zażenowania”. Atmosfera „sukcesu” na tym portalu sprawia, że mimo, że jestem szczery w tym co piszę, to i tak każde słowo można odczytać jako sprzedaż i promocję. Może tylko ja mam z tym problem. Nie wiem.
Wszystko, co opisałem powyżej, to tylko wycinek zmian, które wprowadziłem w swoim życiu w ostatnich latach, by zmniejszyć swoją obecność w rzeczywistości wirtualnej, na rzecz rzeczywistości rzeczywistej.
Co z tego wszystkiego wynikło?
Dla wielu osób przestałem istnieć, bo przestałem się wyświetlać. Nikt mi nic nie lajkuje. Nikt też nie ocenia moich zdjęć. Ja też już nie daję „łapek w górę”. Nie uczestniczę w dyskusjach politycznych i sporach światopoglądowych. Nie mogę pochwalić się światu zagraniczną wycieczką i udziałem w koncercie. O życzeniach na moje urodziny pamiętają tylko rodzice i kilka bliskich mi osób. A jak mam słabszy dzień, to nie dostanę pocieszania w postaci lajków pod smutną piosenką, tylko sam muszę pobyć ze swoimi emocjami i żyć dalej.
Z drugiej strony, odzyskałem bardzo dużo czasu i jeszcze więcej przestrzeni w głowie, do tego, by robić rzeczy, które są dla mnie naprawdę ważne. Rano nie czytam wiadomości na tablicy, tylko książki. Gdy spotykam się ze znajomymi, to jestem z nimi, a nie „w telefonie”. Jak gdzieś pojadę, to jestem tam po to, by być w tym miejscu, a, nie by zrobić zdjęcie i się otagować. A co do zdjęć, to te, które są naprawdę ładne, drukuję i wieszam na ścianie (prawdziwej ścianie w swoim mieszkaniu). Po prostu.
Mogę Was wszystkich zapewnić, że mój świat dalej się kręci, dalej mam znajomych, dalej wiem, co dzieje się na świecie – chyba nawet lepiej od wielu osób, które pozyskują informacje z mediów społecznościowych.
Z pewnością omija mnie sporo dyskusji i memów, ale jakoś nie bardzo mnie to obchodzi.
Z punktu widzenia informatyka i projektanta, specjalizującego się w usługach opartych na nowych technologiach, mogę też powiedzieć, że chyba nigdy wcześniej nie nauczyłem się więcej, niż przez ostatnie 3 lata.
Moje życie jest prostsze, bardziej obecne, bardziej osobiste, a przy tym równie słodko-gorzkie, bo życie takie jest, niezależnie od tego co napiszemy na portalu społecznościowym.
I nie opowiem o tym na Instagram Stories.